Krzysztof Ziembik: Marcin, kiedy rozpoczęła się Twoja przygoda z komputerami, a szczególnie z Atari?
Marcin Długosz: W pierwszej klasie technikum. Był rok 1984, a ja miałem 15 lat. Nasza szkoła była chyba pierwszą szkołą w województwie, która w ramach współpracy z zakładami Mera w Zabrzu, otrzymała dużą pracownię komputerową. Były to komputery Meritum I. Przy komputerach kłębiły się tłumy osób. Zielona poświata monitorów Neptun wywarła na mnie wręcz magiczne wrażenie :). W krótkim czasie tak mnie to wciągnęło, że woźny szkolny musiał wyrzucać nas o 20-tej, bo zamykał szkołę, a ja miałem jeszcze dwie godziny jazdy do domu autobusem. Moje małe Atari dostałem, jeśli dobrze pamiętam, około dwa lata później. Było to 800XL, kupione w Pewex-ie za oszczędności mamy.
Marcin Długosz
KZ: Czy podążałeś tym samym tropem co większość ówczesnych dzieciaków - najpierw gry, potem proste programowanie? Niektórzy potem kontynuowali fascynację programowaniem większych programów lub grzebaniem w sprzęcie.
MD: W wersji skróconej to tak wyglądało. Tak naprawdę krótki okres kiedy lubiłem trochę pograć, pojawił się kilka lat później i w większości były to gry już na Amidze 500. Na małym Atari też trochę grałem, ale nie byłem jakimś fanatykiem gier. Wciągnęło mnie programowanie, po krótkim epizodzie z BASIC-iem przeskoczyłem od razu na asembler.
komputer Meritum I z monitorem Neptun oraz magnetofonem i zasilaczem
Ogromnym brakiem w tamtym okresie był brak dostępu do informacji. Praktycznie nie istniały pozycje, które mogły nam w tym pomóc. Pamiętam, że jedyną pomocą w nauczeniu się assemblera była opublikowana w „Audio Video” lista rozkazów Z-80. Myślę, że ogromną pozytywną rolę odegrała współpraca, z pewną nutką rywalizacji, z kolegą z klasy Markiem Góreckim. Byliśmy pasjonatami i dochodzenie do różnych rozwiązań dawało nam autentyczną, niesamowitą radość. W momencie kiedy dostaliśmy komputery Atari byliśmy już naprawdę mocno zaprawionymi assemblerowcami Z80. Przejście na 6502, a to już był moment kiedy kserowane pozycje literatury nie ograniczały nas już tak bardzo, nie stanowiło najmniejszego problemu. Podobnie wyglądało to ze sprzętem. Z racji szkoły i zainteresowań umieliśmy tworzyć pewne proste rozwiązania sprzętowe i dobrze rozumieliśmy rolę różnych układów komputera.
KZ: Skoro wspominasz o szkole to dodajmy, że ZSEE czyli Zespół Szkół Elektryczno-Elektronicznych w Bytomiu był słynny w całej Polsce z powodu paru atarowskich dem, które stworzyli uczniowie tej szkoły. Najbardziej chyba z "Dictum Acerbum" i „Fucked Vacabulary”. Też tam się uczyłeś?
MD: Tak. Nasza szkoła była wylęgarnią różnych szaleńców komputerowych :) i lgnęło do niej mnóstwo chętnych. W tamtym okresie, w różnych latach, było zawsze od kilku do nawet kilkunastu chętnych osób na jedno miejsce. Nawet teraz, działając dalej na rynku IT odkrywam czasem z zaskoczeniem, że ktoś kończył właśnie ZSEE.
pozdrowienia dla ludzi z ZSEE w demie "Fucked Vocabulary
KZ: Kogo znałeś z ówczesnych sław atarowskich? Gdzie się poznaliście - w szkole, na giełdzie?
MD: Nie byłem raczej osobą, która jeździłaby na zjazdy czy zloty pasjonatów Atari, więc jest to raczej ograniczone grono osób. Oprócz Marka, z którym chodziliśmy do jednej klasy, było to trochę osób z giełdy komputerowej w Baildonie (nazwa giełdy komputerowej w Katowicach, odbywającej się w Domu Kultury Huty Baildon). No i oczywiście właściciele Atares-u, którzy mieli swój wkład w propagowanie różnych rozwiązań dla Atari. Prezesem Ataresu (była to spółka z ograniczoną odpowiedzialnością) był Marek Rosiński, ale nie mam z nimi kontaktu i chyba już nie istnieją.
Marek mógł w demach wymieniać osoby z klasy, ale poza nami dwoma nikt w naszej klasie nie programował. Sądzę, że mógł gdzieś wymienić ksywkę Harry (to był Romek Harmansa, z którym w sprawach Atari trzymaliśmy się razem), lub Krawiec (Jarek Krawczyk). Z poza klasy obiła mi się o uszy ksywa Paskud, to chłopak chyba chodzący do naszej szkoły i współpracujący/znający Marka.
KZ: Jak zaczęła się i wyglądała współpraca z Markiem Góreckim? Skoro tak dobrze się znaliście to pewnie mógłbyś opowiedzieć trochę o jego programach i innych osiągnięciach na Atari?
MD: Jak już wspomniałem, chodziliśmy do jednej klasy i siedząc jeden za drugim w ławkach szkolnych, prowadziliśmy ożywione dyskusje komputerowe. Po fazie „meritumowej” obaj zostaliśmy szczęśliwymi posiadaczami małych Atari. Był to okres, w którym zaczynały rozpowszechniać się różnego rodzaju systemy „turbo” do magnetofonów. Na Śląsku popularność zaczął zdobywać system Blizzard, w przypadku którego największy wkład w rozpowszechnienie miała firma Atares z Chorzowa, choć z tego co wiem, nie byli jego twórcami.
Marek zaproponował inną, ulepszoną wersję sprzętową takiej przeróbki magnetofonu. Każdy z nas zaczął też pisać różnego rodzaju loadery i programy kopiujące dla tego systemu. Zaczęliśmy na własną rękę przerabiać magnetofony i dostarczać oprogramowanie związane z Blizzard-em. Dostarczycielami magnetofonów do przeróbki w większości byli koledzy z klasy, którzy w swoich miejscach zamieszkania działali na zasadzie akwizytorów :). Pamiętam, że w szczytowych momentach każdy z nas miał dziennie do przeróbki nawet kilkanaście magnetofonów, które po przerobieniu w nocy w domu, wieźliśmy na rano do szkoły.
Marek miał spory zmysł estetyczny i wciągnęło go tworzenie dem. Wiem że wiele ich tworzył i potem mi je pokazywał. Ja nie miałem ani zdolności graficznych, ani muzycznych, więc był to w całości jego obszar. Wspólnie fascynowało nas jednak wykorzystywanie jakiś specyficznych cech ANTIC-a, GTIA czy POKEY-a. Wiem też, że powszechnie znana jest napisana przez Marka gra "Nexuss", w stylu arcanoida, którą chciał lub nawet wysłał na jakiś zagraniczny konkurs.
Takim sztandarowym efektem naszej współpracy jest powstanie prostego digitizera dźwięku pod szumną nazwą "Crystal Sound". W całości, zarówno od strony pomysłu, sprzętu jak i oprogramowania, jest naszym wspólnym dziełem. Cała historia związana z jego powstaniem i próbą uruchomienia produkcji i dystrybucji bawi mnie zresztą do dziś. Wpadłem na pomysł wykorzystania układu scalonego wyświetlającego linijkę diodowa w wieżach stereo do digitalizacji dźwięku. Potem razem z Markiem jeżdżąc tramwajem zastanawialiśmy się czy przetwornik ten jest wystarczająco szybki, bo przecież pierwotnie miał zupełnie inne przeznaczenie. Zastanawialiśmy się też czy lepiej wykorzystać punkt świetlny (UL1970) czy właśnie linijkę. Nie pamiętam już dlaczego wybór (może nie udało mi się kupić innego w BOMIS-ie) padł na linijke (UL1980). Sprawdziłem, że prędkość digitalizacji jest spora no i się zaczęły ... prawdziwe rozterki młodych konstruktorów.
Jak tu stworzyć proces produkcyjny (ha ha) takiego urządzenia w czasach, gdy niczego nie można było kupić w sklepach? Najprostszym sposobem było wykorzystanie wejść joystic-owych, do których podłączylibyśmy jakieś pudełko z naszym urządzeniem. Pałętaliśmy się po mieście, wchodząc do przypadkowych sklepów i patrząc czy w którymś nie ma plastikowych opakowań, które można by było do tego wykorzystać. W chwili rozpaczy weszliśmy do sklepu z artykułami szkolnymi i przyszło olśnienie. Podłużne temperówki ! Miały nawet wejście na kabel :). Były kretyńsko oklejone, więc moczyłem je w wodzie, aby to odkleić. Cóż z tego, zostawały na nich paskudne ślady kleju. Trzeba było wymyślić jakieś etykiety, które naklejaliśmy na pudełko, aby tego kleju nie było widać. Nożyk był do wyrwania, a dziurka z zatyczki była idealna na przyszłe kable. Płytkę z elektroniką dobraliśmy rozmiarami do wielkości temperówki. Było ciasno, ale się zmieściła. Kolejna sprawa - z wtyczką do magnetofonu (taka stara okrągła, chyba miała pięć bolców) poszło już łatwiej, można ja było kupić bez problemu w sklepach elektronicznych.
Crystal Sound
Jednak wtyczki do joystick-ów to był kolejny "koszmarny" problem. Nigdzie nie można ich było zdobyć. Cały proces planowania "produkcji" mógł wziąć w łeb. No, ale po temperówkach wiedzieliśmy już, że nie ma dla nas rzeczy niemożliwych. Kolega z klasy, Jarek Krawczyk, wpadł na pomysł że jako "wielcy biznesmeni" powinniśmy się udać do samego centrum, na Grzybowską do Warszawy. Oczywiście dla odpowiedniej otoczki musieliśmy to zrobić samolotem. Pojechaliśmy do Pyrzowic no i tak udało mi się po raz pierwszy lecieć samolotem. Na Grzybowskiej szukaliśmy jakiegoś dostawcy do "hurtowych" dostaw wtyczek do joystick-ów. Nie umiem opanować śmiechu, jak to sobie teraz przypominam. Poszukiwania spełzły na niczym i wracaliśmy na tarczy. Jednak Jarek nie poddał się i mając jakieś znajomości w Merze w Zabrzu, załatwił możliwość kupowania z ich magazynów. Kupiliśmy te wtyczki, wróciłem do domu i kanał. Miały takie blaszki z boku z dziurkami na śrubki do przykręcania i nijak nie chciały sensownie wejść do gniazda w mojej osiemsetce. No to wyrwałem te plastikowe środki z tych blaszek, ale bez blaszek same środki rozpadały się na dwie części i były nie do użytku. Znowu impas i szukanie pomysłu co z tym zrobić. Nie pamiętam już który z nas wpadł na pomysł, ze można wykorzystać plastikowe wtyczki antenowe. Wyrywaliśmy bolce z tych wtyczek i zostawała taka ładna plastikowa cześć do której można było włożyć środki z wtyczek do joy-a. Kleiliśmy to jakąś taką czarno-brązową breją, która była klejem.
Pisanie softu było w tym wszystkim najłatwiejszym i najprzyjemniejszym etapem. Stworzyliśmy trzy główne programy, które potem rozprowadzaliśmy razem z urządzeniem. Marek napisał dwa z nich - program do digitalizacji i do tworzenia dem, ja napisałem program do digitalizacji z możliwością obrazowania wczytanego dźwięku. Ze scalaków papierem ściernym usuwaliśmy oznaczenia, aby opóźnić moment skopiowania naszego dzieła. Na początku była to spora ciekawostka, bo jak pamiętam nie było podobnego, taniego rozwiązania, zrobionego chałupniczą metodą. Znając właścicieli Ataresu, udało nam się potem szybko zrobić kolejny krok z profesjonalna już, w porównaniu do temperówkowej, wersją w kartridżu.
KZ: Czy pamiętasz nazwy tych programów, które stworzyliście do interfejsu "Crystal Sound"? Może masz ich kopie?
MD: „Digitizer” oraz „Demo Creator” napisane przez Marka, oraz „Digi Display” mojego autorstwa. Sprzedawaliśmy to w pakiecie razem z samym digitizerem. Mam jeszcze kasetę z tymi programami, ale co zostało z zapisu na niej po dwudziestu kilku latach - to nie mam pojęcia. Mam też dwa kartridże z późniejszą wersją digitizera, ale też nie wiem czy jeszcze działają.
KZ: O uszy obiło mi się, że maczałeś palce nie tylko w "Crystal Sound", ale także w czymś, co zwało się "Flash Turbo". Osobiście się z tym rozszerzeniem stacji dysków nie spotkałem. Czy masz opis tego rozszerzenia, jakąś dokumentacje, pliki ROM?
MD: Flash Turbo to już jest era post-magnetofonowa, miałem wtedy stację dysków LDW2000. Podobnie jak w przypadku magnetofonów, na rynku zaczęły się pojawiać różne modyfikacje zwiększające prędkość transmisji danych, czy też pojemności dyskietek. Obejrzałem chyba TOMS-a i postanowiłem, że zrobię turbo, w którym osiągnięte zostaną maksymalne, fizycznie możliwe na tym sprzęcie, prędkości transmisji z oraz do stacji, a także maksymalna pojemność dyskietki. Wyzwanie było spore jak dla jednej osoby.
W stacji „siedział” dobrze mi znany Z-80, ale nie miałem żadnego komputera z assemblerem dla Z-80 (do Meritum miałem magnetofon i nie chciałem ryzykować). Najpierw napisałem więc cross-asemblera na Atari dla Z-80, tak abym mógł swobodnie pisać oprogramowanie samej stacji dysków. Samo to było ciekawym projektem, a było to po prostu stworzenie narzędzia, aby w ogóle zacząć takie „turbo” tworzyć. W przypadku prędkości transmisji udało się wykorzystać maksymalne możliwości POKEY-a (już nie pamiętam dokładnej wartości, albo było to 115 kb/s albo sto dwadzieścia kilka kb/s).
W przypadku pojemności dyskietek problem był trudniejszy. Wymagał w zasadzie poznania fizycznych podstaw zapisu danych. Pomiędzy sektorami występują tak zwane gapy, które muszą wystąpić, aby układ odczytujący odnalazł prawidłowo początki sektorów, a które wprost nie niosą informacji, a zajmują tylko miejsce. Wydłużyłem więc sektory do 1kB, na ścieżce zmieściło się ich 6, do tylu też zmniejszyła się ilość obszarów z gapami. Pamiętam też, że wymagało to jakiegoś dodatkowego tricku z programowaniem samego układu w stacji, realizującego zapis. Ale się udało. Przy 40 ścieżkach i 6 jednokilobajtowych sektorach na ścieżce, na jednej stronie dyskietki mieściło się 240 kB.
Co z tego jednak, że można było uzyskać taki zapis, jak nie było oprogramowania pozwalającego na jego obsługę. Kolejnym krokiem jaki musiałem zrobić było więc napisanie DOS-a obsługującego nowopowstały format. I tak powstał "FlashDOS". Zarówno stacja, jak i "FlashDOS" obsługiwały też, dla zgodności, wszystkie pozostałe formaty. Wszystkie prace z tym związane, zjadły mi całe letnie wakacje. Potem odpowiednią umową, wszystkie prawa majątkowe sprzedałem firmie Atares. Umowa jest z początku 1991 roku, więc podejrzewam, że "FlashTurbo" powstało w wakacje 1990 roku. Żałuję, że nie zachowałem niestety kopii żadnych plików, epromów i innych elementów z tym związanych (tak naprawdę, mam jakąś dyskietkę 5,25 z opisem Atares, więc podejrzewam, że z jakimiś plikami tworzonymi w ramach współpracy, ale ponieważ nie mam jak jej odtworzyć, to nie mam pojęcia co na niej może być, nie wiem zresztą czy po tylu latach da się ją jeszcze odczytać).
KZ: Czuję, że możesz opowiedzieć jeszcze inne historyjki o tworzeniu oprogramowania i hardware na Atari...
MD: Z większych programów dla Atari pamiętam, że napisałem program o nazwie "Opener". Był to rodzaj programu debugującego, który pozwalał na wczytanie innego programu i jego wszechstronną analizę, łącznie chyba z deasemblacją w postaci możliwej do wyeksportowania, pracą krokową, itp. W praktyce tworzyłem z jego pomocą wersje gier z „nieśmiertelnością” i innymi efektami.
Ze spraw sprzętowych pamiętam, że zrobiłem też pióro świetlne wraz z odpowiednim oprogramowaniem, ale nie działało to zbyt dobrze i poszło w kąt.
Z ciekawostek pamiętam też konstrukcję pozwalającą wczytywać obraz z kamery. Tu znów przydał się Jarek Krawczyk mający znajomości w różnych miejscach. Załatwił skądś kamerę przemysłową, a ja zbudowałem układ pozwalający na wczytywanie z niej obrazu do mojej osiemsetki, oczywiście przez nieśmiertelne wejście joystickowe. Ponieważ ich szybkość, jak i możliwa do uzyskania programowo szybkość odczytu była niewystarczająca do bieżącego odczytu obrazu, trzeba było dane zbuforować.
Konstrukcja była karkołomna, a brak części i odpowiednio pojemnych pamięci jeszcze utrudniał sprawę. Przy DRAM-ach, które miały jakąś w miarę przyzwoitą pojemność miałem problemy z odświeżaniem, a SRAM-y były drogie i mało pojemne. W końcu oparłem układ na SRAM-ach 2114, które mając pojemność 0,5 kB pozwalały na zapamiętanie jednej linii obrazu z rozdzielczością 4 poziomów czyli dwóch bitów na punkt. Poprzez odczyty kolejnych linii obrazu transmitowałem cały obraz. Siłą rzeczy musiał to być obraz stały, bardziej zatem przypominało to rodzaj skanera. Ale działało całkiem całkiem.
Oczywiście jak widać z opisu, jako produkt komercyjny nie nadawało się to do niczego. Było taką ciekawostką w tamtych czasach, bo nie widziałem wtedy nigdzie, aby ktoś wprost wczytywał obraz z kamery do małego Atari. Jak pokazałem to rozwiązanie właścicielom Ataresu i zobaczyli możliwość analizy obrazu to zapalili się do pomysłu stworzenia telegazety obsługiwanej przez komputer (mało telewizorów miało ją wtedy, a te które miały pamiętały do kilku stron), gdzie można by wczytać całą jej zawartość i przeglądać. Poległem wtedy jednak znów na braku części (nawet oni nie byli w stanie załatwić odpowiednich kwarców) i pomysł nie wyszedł poza wstępną koncepcję.
w wielu demach z samplami wspomina się o "Crystal Sound" - tutaj demko "Sky Computer Network"
KZ: Dlaczego porzuciłeś Atari - kiedy to się stało?
MD: Wszystko działo się płynnie. Tak samo jak przeszedłem z komputerów Meritum na Atari 800XL, tak potem kupiłem Amigę, a zaraz potem nastała powszechna era PC. W pewnym momencie miałem taki długi stół w swoim pokoju, na którym stał właśnie Meritum, potem Atari, Amiga i PC AT z dyskiem 40MB i przełącznikiem turbo z 8MHz na 12MHz :).
KZ: Czy teraz masz ochotę po latach wrócić do zabawy z Atari, odwiedzasz fanowskie strony, uruchamiasz emulator?
MD: Emulator pobrałem kilka lat temu na swój PC i uruchamiałem nawet różne gry. Wywołują fajne wspomnienia. Fanowskie strony Atari odwiedziłem przypadkowo w tym roku. Dopisałem dwa, trzy wpisy w tematach związanych z "Crystal Sound" (tutaj oraz tutaj - Kaz), a potem pochodziłem po różnych innych stronach, odkryłem że istnieje coś takiego jak Atariki () i rzesza osób która stara się ocalić pamięć o tamtych czasach. Fantastyczna sprawa, nie wiedziałem że takie ruchy wciąż trwają. Wielki szacunek dla wszystkich, którzy takie strony tworzą i wypełniają wspomnieniami.
KZ: Jakieś plany atarowskie na przyszłość? Realizacja nieukończonego projektu albo realizacja jakiegoś wymarzonego w starych czasach?
MD: Nie, raczej nie. Żałuję trochę że sprzedałem kiedyś swoje Atari i może je kiedyś odkupię. A może nawet ktoś pomoże mi wtedy dotrzeć do LDW 2000 z "Flash Turbo" i "FlashDOS". Bo egzemplarz kartridżowy "Crystal Sound" mam! Mam nawet „temperówkowy”, ale bez tej wtyczki magnetofonowej. Ciekawy byłbym reakcji moich dzieci na taki sprzęt :).
KZ: Na koniec pytanie o to, czy Twoja atarowska pasja miała wpływ na dorosłe życie - czy Twoja aktualna praca jest związana z elektronika/komputerami?
MD: O tak. Na początku lat 90-tych napisałem oprogramowanie KS-APTEKA dla aptek. Dziś kieruję zespołem, który nadal go rozwija, a system ma już kilkanaście tysięcy użytkowników i pracuje w większości aptek w Polsce. Co ciekawe, cała nasza trójka wymieniona w tekście, czyli Marek, Jarek i ja, zaraz po skończeniu technikum wylądowała w jednej grupie na dziennej informatyce na Politechnice Śląskiej w Gliwicach, więc kontynuacją naszej przygody z małymi komputerami było już później przekształcenie naszych pasji w zawód.
Lot do Warszawy mnie powalił ;) Ja kiedyś wybrałem się do Warszawy do Mirage i na ul. Abrahama pojechałem spod dworca PKP taksówką :D. Niby nic, ale przecież mogłem jechać autobusem...
Tak mnie ciekawi, którą wersję Blizzarda mam w swoim XC12?
Jak zwykle fajny wywiad.
XaVeR @2010-11-01 19:53:31
Świetny wywiad. Dzięki.
bob_er @2010-11-01 20:36:52
Moja CA-2001 ma Flash turbo :)
adv @2010-11-01 21:15:31
@larek Były dwie wersje Blizzarda: "śląski" i "krakowski"
Pierwszy miał kilka wersji oprogramowania na cartridge. W jednej z nich w zestawie było kilka loaderów (Universal loader, Binary file loader), Kaset Operation System (kasetowa wersja DOSa), Tape Doctor (program do nastrajania głowicy magnetofonowej), przy uruchamianiu muzyka z Rebounda.
Blizzard "krakowski" miał odwrócone przewody od głowicy magnetofonowej. Mnie powiedziano, że było to zabezpieczenie przed kopiowaniem gier nie pochodzących z krakowskiej giełdy.
Blizzard był wolniejszy od TurboRom+ popularnego na południu Polski, ale bardziej niezawodny i miał dobry soft.
larek, ty mi o mirage i wycieczkach do nich nie wspominaj, jak mialem nascie lat i zrobilismy gre na amige tez odwalilem wizyte u nich, niezle sie usmialismy z owczesnego Pana Prezesa i sprzedalismy gre gdzie indziej :)
nosty @2010-11-02 00:48:59
Fajnie sie czyta o problemach z dostaniem materialow do "profesjonalnej" produkcji :)
Nie wiedzialem, ze wogole istnial taki cartridge!! Dopisuje CRYSTAL SOUND do swojej oficjalnej listy cartrow :) Gdyby ktos chcial sprzedac taki sprzet to polecam sie!
Muffy @2010-11-02 02:23:27
Nie no a ja też absolwent w/w szkoły :D pozdrawiam
krzyc @2010-11-02 08:33:28
Miałem ten cartridge - jak na tamte czasy to zgranie kilku sekund utworu było niesamowitym przeżyciem.
Fajny wywiad - szczególnie ciekawy opis w jaki sposób w rzeczywistości PRL-u produkowało się urządzenia :)
Crystal Sound - fajna nazwa od razu skojarzyła mi się z Creative Labs i ich współczesnymi wynalazkami, m.in. Crystalizerem
pavros @2010-11-02 10:14:08
Świetny wywiad. Ja kiedyś pożyczyłem ten digitizer w cardridge'u od kumpla i samplowałem sobie mody amigowe, które miałem na kasecie. Gdy je puszczałem, czułem, że moje Atari to prawie jak Amiga :-). Wszystkie trzy programy do obsługi Crystal Sounda mam nadal, zapisane na kasecie w Blizzard Turbo :-) A jeszcze mi się przypomniało, że kiedyś podpisałem umowę z Ataresem na mały programik dla Amigi CDTV, który miał wejść w skład jakiegoś większego pakietu programów narzędziowych. Programik zapewniał 100% zgodność CDTV z Amigą 500 bez sprzętowego wyłącznika ROMu CDTV. Poznałem też pana Marka Rosińskiego. Potem przez pół roku dzwoniłem i pytałem, czy już to wydali ale mieli jakieś kłopoty (pewnie finansowe) i ostatecznie zerwałem umowę. To był rok chyba 1994 lub 1995.
ZenekK @2010-11-04 15:35:19
Moja przygoda z Komputerami zaczęła się w 1968... Były to wojskowe komputery analogowe do..... a z cyfrowymi w 1976 :):) Marcinie i tak gratuluje pamięci !!! ZK
jhusak @2019-03-21 03:24:26
Crystal sound... Zakupiłem toto wysyłkowo, ogłoszenie było w jakimś Bajtku czy innym Komputerze. Przyszło, podłączyłem i... PORAŻKA. Szumiało tak, że prawie muzyki nie było słychać. Rozkleiłem, z Arkiem Łukszo zrobiliśmy reverse-engineering, poprawiłem, dorobiłem "półpoziomy" poprzez podłączony potencjometr (tzn punkt świetlny zajmował raz 1 raz 2 sąsiednie bity portów joysticka), tak zrobiłem 15 poziomów próbkowania, wyregulowałem potencjometrem, aby te 15 poziomów w miarę równomiernie się wypełniało, i... tak powstał: Your Body My Body oraz Music non stop z Garfield Demo.
jhusak @2019-03-21 03:25:45
Aha, zamienniki to bodajże AD277, których kilka do dziś mi się pałęta po szufladzie.
Paskud do teraz zajmuje się ST e i Falconem (bynajmniej ma sporo oprogramowania) ...bo ostatnio z nim rozmawiałem.Zapomniałeś dodać Tomka Liebich też uczęszczał do elektronika w Bytomiu...często można było ich spotkać na DZZ w Katowicach ...ach to były czasy :)