Copyright 1982 Broderbound Software wersja dla Atari 400/800 - rok wydania 1982 wersja dla Atari 5200 - rok wydania 1984 wersja dla Atari 7800 rok wydania 1987 wersja dla Atari XE/XEGS rok wydania 1988 Opis: Adam „Urborg” Kaczmarek
Okoliczności Przyrody
Cała rozróba zaczęła się od tego że źli Bungelingowie (W grze istnieje takie właśnie wyimaginowane imperium zła) porwali 64 delegatów na Światowy Kongres Pokoju. Delegaci zostali uwięzieni i przetrzymywani są w barakach na pustyni gdzieś w głębi terytorium Bungelingów. Na szczęście jest dobre USA, które jak wiadomo ma wszędzie tajne bazy. W odpowiednim miejscu też ma oczywiście jedną, zakamuflowaną pod przykrywką urzędu pocztowego :). Co więcej do tego miejsca udało się przeszmuglować helikopter bojowy wraz z uzbrojeniem – karabinem maszynowym i bombami. Teraz tylko trzeba znaleźć kogoś kto wsiądzie do tej maszyny i poleci wspomnianych delegatów uwalniać i ratować. Wrogie siły są jednak w stanie gotowości, a więźniowie są dobrze pilnowani. Łatwo nie będzie...
Choplifter to ciekawy przypadek. Wiele gier, z początków lat osiemdziesiatych to porty hitów z automatów arcade. Choplifter! jednak nie pochodzi z automatów, lecz jest grą typowo komputerową. Pierwowzór został napisany przez firmę Broderbound w roku 1982 na komputer Apple II. Wkrótce potem przeportowano grę na inne ówczesne komputery i konsole, m.in. VIC-20, C64, Colecovision, Atari 5200 i Atari XL/XE. Kilka lat później zaś, bo w roku 1985, gra została przeportowana przez SEGĘ na automaty arcade. Tym samym gra zyskała można powiedzieć nową jakość. Wersja arcade miała zmienioną i ładniejszą grafikę, a rozgrywka została wzbogacona o nowe elementy. To jednak jeszcze nie koniec historii, bo w kolejnych latach wersję arcadową znowu zaczęto portować, na kolejne systemy. Powstały wówczas m.in. wersje dla NES’a, Segi Master, Atari 7800 i... ponownie Atari XL/XE :).
Sedno Sprawy
Zadaniem gracza jest uratowanie zakładników uwięzionych w głębi wrogiego terytorium - czyli wspomnianych delegatów na Światowy Kongres Pokoju. Są oni przetrzymywani w czterech barakach na terytorium wroga, po 16 sztuk w każdym. Niedaleko od miejsca uwięzienia delegatów znajduje się baza z której rozpoczynamy misję. Do dyspozycji gracza oddany zostaje śmigłowiec, którym pod osłoną nocy (w późniejszych wersjach w dzień) trzeba będzie wykonać rajd nad terytorium wroga, porwać stamtąd w/w zakładników i odstawić ich bezpiecznie do bazy. Śmigłowiec uzbrojony jest w działko pokładowe, oraz bomby. Wyboru aktywnej broni dokonuje się obracając śmigłowcem. Gdy śmigłowiec skierowany jest do gracza przodem wówczas zrzuca bomby, a gdy bokiem wtedy strzela z działka. Bomby przydają się do walki z czołgami, zaś działko do walki z obiektami latającymi, niszczenia baraków i może tez posłużyć do eliminowania samych delegatów czego oczywiście nie należy robić :).
okładka z pierwszego wydania gry
Helikopter może zabrać na pokład jednocześnie do 16 zakładników, aby więc wszystkich uratować trzeba będzie zrobić kilka rundek nad terytorium wroga. W grze nie ma systemu punktowego, są tylko trzy liczniki pokazujące ilość zakładników pozostałych do uratowania, już uratowanych, oraz... zabitych. Gra kończy się, gdy już nie zostanie ani jeden zakładnik do uratowania, albo gdy gracz straci trzy helikoptery. Trzeba przyznać że jest to takie dosyć "niedzisiejsze" rozwiązanie, żeby wręcz nie powiedzieć archaiczne. Po pierwsze brak licznika punktów - czyli za zestrzeliwanie wrogich myśliwców, niszczenie czołgów nic nie dostajemy. Liczy się tylko ratowanie zakładników. Co więcej nawet gdy uratuje się już wszystkich to gra i tak się kończy, chociaż podobno wtedy jako nagroda wyświetla się jakiś congratulejszyn albo logo Broderbound zależnie od wersji (mi się póki co nie udało jeszcze wszystkich uratować). Mimo to jednak chce się grać. Co więcej samo ratowanie zakładników może naprawdę sprawiać niezłą frajdę. Jedyny cel i w zasadzie element rywalizacji to właśnie to żeby uratować ich jak najwięcej. Najlepiej wszystkich 64, co jednak nie jest wcale łatwe. Każde kolejne wtargnięcie na terytorium wroga jest bowiem coraz bardziej ryzykowne. Na początku jedynym zagrożeniem będą wrogie czołgi. Są one stosunkowo łatwe do zniszczenia za pomocą bomb i stanowią zagrożenie dla śmigłowca głównie w momencie gdy ten znajduje się na ziemi. Szybka ich eliminacja wymaga jednak pewnej wprawy, gdyż czołgi te mogą znajdować się tak jakby na różnej głębokości względem płaszczyzny ekranu. Świat gry zyskuje dzięki temu tak niejako trzeci wymiar. To jak "głęboko" spadnie zrzucona bomba zależy od wysokości na jakiej znajduje się helikopter. Dlatego walcząc z czołgami należy w zależności od pozycji czołgu dobrać odpowiednią wysokość z której trzeba zrzucić bombę.
tak wyglądał oryginał z Apple II
Na wrogim terytorium trzeba będzie wylądować, aby zakładnicy mogli wejść na pokład. Najpierw jednak trzeba owych zakładników uwolnić z baraków, co można zrobić ostrzeliwując barak z działka pokładowego. Często jednak wyręczą nas w tym właśnie czołgi, które lubią strzelać gdzie popadnie i nieraz zdarza im się trafić w barak z zakładnikami. Niestety ich ostrzał, jak i nasz jest dla niczym nieosłoniętych zakładników zabójczy co sprawia, że bardzo trudne jest uratowanie wszystkich co do jednego. Uwolnieni zakładnicy rozbiegają się po całym terenie i lądując trzeba uważać, aby nie wylądować na jednym z nich i go tym samym nie zmiażdżyć. Potem zaś będzie jeszcze gorzej gdyż pojawią się wrogie myśliwce uzbrojone w rakiety powietrze-powietrze. Walka z nimi za pomocą działka pokładowego jest niestety walką dosyć nierówną, ale na szczęście nie zawsze skazaną na porażkę. Myśliwce są bardzo upierdliwymi przeciwnikami, bowiem nie ma nic bardziej irytującego niż zestrzelenie śmigłowca w drodze powrotnej do bazy w dodatku wypełnionego po brzegi niemalże już uratowanymi zakładnikami. W dalszej części gry dochodzą jeszcze samonaprowadzające się latające miny wybuchowe, które na szczęście nie są już tak groźne jak myśliwce.
a to wersja arcade SEGI z roku 1985
To tyle na temat wersji komputerowej. Wersja arcade, wydana przez Segę w 1985 roku wprowadzała jednak sporo zmian. Po pierwsze zmiany graficzne. Zakładników ratowało się w dzień. Było, więc ładne niebieskie niebo i skrolowane w kilku planach chmurki, zamiast statycznego nieba usianego gwiazdami. Grafika oczywiście była bardziej kolorowa i ładniejsza. Do tego doszły zmiany w rozgrywce. Wprowadzony został system punktowy. Doszli nowy przeciwnicy: wyrzutnie rakiet, działka. Dodano tez nowe poziomy, w nowych sceneriach. W grze pojawiło się więcej strzelania- nacisk położono na akcję. Atarowskie wersje, które powstały w drugiej połowie lat osiemdziesiątych na Atari 7800 i Atari XEGS, w przeciwieństwie do wersji z NES’a i SMS, nie bazowały jednak stricte na wersji arcade. Powiedziałbym, że były to hybrydy - graficznie wzorowane na automatach, ale jeśli chodzi o zasady rozgrywki oparte na oryginale z 1982 roku. Dlatego też wersji arcdowej nie będę tutaj szczegółowo opisywał.
Przyjrzyjmy się teraz bliżej poszczególnym wersjom gry dostępnym na rozmaite platformy z naszym ulubionym znaczkiem atari.
Atari 400/800 (działa też na XL/XE/XEGS)
Pierwsza wersja gry wydana przez Broderbound w 1982 roku, czyli niemalże równo z wersją na Apple II. Grę wydano na kartridżach jak też na dyskietkach i kasetach. Na początku gry wita nas ekran tutułowy. Muzyki tutaj nie ma, panuje cisza, za to po chwili uruchamia się gra demonstarcyjna, pokazująca jak grać.
ekran tytułowy
Po wciśnięciu START przechodzimy do gry. Grafika w samej grze jest dosyć uboga, co po części wynika z użytego trybu graficznego – czyli podokolorowanego hi-resu. Ogólnie ta wersja jest nieco mniej kolorowa (choć podobno wersja NTSC maiła nieco więcej kolorów dzięki artifactingowi) niż oryginał z Apple II, za to dobór kolorów jest trafniejszy np. ziemia ma kolor zielony podczas gdy w Apple była czerwona.
czołg - czyli podstawowa przeszkadzajka
Podejrzewam, że twórcy nie użyli PMG tylko wszystkie obiekty są tworzone w całości programowo jak na Apple II, choć może się mylę. W tle migoczą gwiazdy i księżyc tworząc statyczne tło. Scrolowane są tylko obiekty naziemne, tudzież maszyny latające wroga. Niestety gdy na ekranie dużo się dzieje gra zaczyna zwalniać. W zasadzie wystarczy nawet puścić serię z działka pokładowego w naszym helikopterku, aby gra nieco zwolniła. Na szczęście te spowolnienia nie zabijają grywalności. Najbardziej gra spowalnia w momencie gdy na ekranie pojawia się myśliwiec wroga i odpala swoje pociski, dzięki czemu jednak zyskujemy więcej czasu na ich ominięcie. Sterowanie helikopterem rozwiązano tutaj tak, że krótkie przyciśnięcia przycisku powodują wystrzelenie pocisku bądź zrzucenie bomby, zaś dłuższe przytrzymanie powoduje obrócenie śmigłowca. Dźwięki w grze są bardzo proste, ale spełniają swoją rolę. Ogólnie gra się całkiem przyjemnie choć jeśli chodzi o oprawę audiowizualną to gra raczej odstaje od tego do czego przyzwyczaiły nas późniejsze produkcje. Niewątpliwie przyczyną są ograniczenia jakie narzucał na programistów fakt że wiele z ówczesnych atarynek było wyposażonych jedynie w 16 KB pamięci RAM i pod taki standard tworzono gry.
A tutaj nasz helikopter jest atakowany przez wrogi myśliwiec - na moje oko to Mig-21
W sumie w tą wersję grałem najwięcej. Z tego co pamiętam to nawet, gdy byłem świeżo upieczonym posiadaczem atarynki ta wersja nie zachwycała wykonaniem, ale grało się w nią całkiem przyjemnie. Swoją drogą mała ilość kolorów czy szarpane animacje nie rzucały się w oczy wtedy tak jak teraz. Zapewne dlatego, że Atari podpinałem wtedy do maleńkiego 12 calowego czarno-białego telewizorka, a dziś...
moja ocena: -4
Atari 5200
Gra wydana w roku 1984 czyli już w schyłkowym dla tej konsoli okresie. W stosunku do poprzedniej wersji wprowadzono pewne kosmetyczne poprawki. Najbardziej rzuca się w oczy zmieniona kolorystyka. Przy doborze barw prawdopodobnie wzorowano się na Applu co sprawia że kolorystyka jest trochę dziwna (fioletowa ziemia).
Pulsujący różnymi kolorami napis "choplifter" - w założeniu twórców miał to byc zapewne taki mały pokazik możliwośći małego atari ;)
Zmieniono też nieco wygląd liczników, oraz sam napis "Choplifter". Mechanika gry pozostała niemalże bez zmian z tego co potrafię ocenić. W stosunku do poprzedniej wersji wyłapałem dwie różnice w samej grze.
Poza tym jak widać większych różnic nie ma
Pierwsza to nieco inne sterowanie. Helikopter w tej wersji nie utrzymuje automatycznie poziomu lotu tak jak miało to miejsce na małym atari. Czyli gdy joystick jest wycentrowany to helikopter zacznie sam opadać. W sumie jesli ktoś używa oryginalnych kontrolerów od Atari 5200 to pewnie nie zrobi mu to wielkiej różnicy, bo są one wyposażone w niecentrujące joysticki. Czyli po wychyleniu w którąś stronę pozostają same w tej pozycji. Za to kontrolery te mają więcej przycisków niż standardowy joystick. Dzięki temu sterowanie rozłożono na dwa przyciski - jednym się strzela, a drugi służy do obracania helikoptera. Kolejna różnica jest już tylko kosmetyczna - na niebie nie ma księzyca w pełni :). Poza tym przyznam się, że wiele w tą wersję nie grałem - ot chwilę na emulatorze na potrzeby niniejszej recenzji. Konsoli 5200 nie posiadam. W Polsce to sprzęt zresztą praktycznie nieznany. Konsole te bowiem w Europie nie były sprzedawane, istnieją tylko w wersji NTSC, no i żywot tych konsol był dosyć krótki. Podsumowując wersja niemalże identyczna z poprzednią.
moja ocena: -4
Atari 7800
Grę wydano na ekonomicznym jak dla tej konsoli kartridżu o pojemności 32 kb - tak więc fajerwerków nie ma co za bardzo oczekiwać. Na początku można podziwiać ekran tytułowy, choć na dobrą sprawę podziwiać tutaj nie ma co, bo ten jest prosty jak budowa cepa – same napisy. W tle przygrywa jakiś motyw muzyczny, który jednakże trwa zaledwie kilka sekund i jest prosty jak... muzyczka z self testu :) Możemy nacisnąć przycisk i rozpocząć grę, bądź poczekać, a wtedy ... niestety gry demonstracyjnej nie ujrzymy. Gdy skończy się owa kilkusekundowa muzyczka, gra uruchomi się sama i chcąc nie chcąc będziemy musieli zagrać. Na upartego można by uznać że nawet oryginalnie to rozwiązano :P
obrazek tytułowy
Pierwsze co rzuca się w oczy to ładna grafika. Graficznie ta wersja przebija wszystkie pozostałe i nie ma w tym nic dziwnego. Bo 7800 może przecież wyświetlić sporo więcej spritów i kolorów na ekranie niż małe atari. Obiekty są bardziej kolorowe, ładnie animowane i większe. Wszystko tutaj działa super płynnie bez najmniejszych spowolnień . Jeśli chodzi o dźwięki w grze to jest w sumie OK, a nawet nieco lepiej niż w wersji z roku 1982. Za to gra różni się od poprzednich wersji pod względem grywalności. Po pierwsze jest o wiele trudniej, na co składa się kilka rzeczy. Gra działa nieco szybciej do czego przyczynia się też brak jakichkolwiek spowolnień. Szybciej poruszają się też pociski nasze jak i wrogów. Większe obiekty sprawiają też że pole gry staje się niejako mniejsze. Gdy np na ekranie pojawia się myśliwiec to fizycznie jest on bliżej nas niż w poprzednich wersjach, przez co czasu na reakcję też jest znacznie mniej.
a tak wygląda urząd pocztowy - czyli tajna baza
Co więcej w tej wersji czołgi są nadzwyczaj groźnymi przeciwnikami. W poprzednich wersjach stają się one groźne praktycznie tylko gdy helikopter wyląduje na ziemi. Tutaj zaś potrafią strzelać całkiem wysoko i ustrzelić gracza w powietrzu. To jednak pikuś przy myśliwcach. Gdy helikopter wyląduje na ziemi, trzeba cały czas czuwać i być gotowym momentalnie poderwać maszynę do lotu, gdy tylko pojawi się zagrożenie. Gdy nadleci myśliwiec, będziemy mieli dosłownie ułamek sekundy, aby wystartować i uniknąć jego pocisków. Spotkanie z myśliwcem w powietrzu też nie należy do przyjemnych i zapewne także nieraz zakończy się utratą śmigłowca, przynajmniej na początku. Na szczęście nie jest tak trudno żeby nie dało się grać. Po prostu trzeba nabrać trochę wprawy. Pomaga też nieco prostsze sterowanie, bowiem 7800 ma dwuprzyciskowe pady z czego jednym się strzela a drugim obraca śmigłowiec.
Tutaj już nad terytorium wroga
Z różnic w porównaniu do poprzednich wersji zauważyłem jeszcze fakt, że śmigłowiec podczas lotu nie utrzymuje pułapu tylko cały czas się obniża, przez co trzeba go co chwilę podciągać do góry.Ponadto gra ma kilka drobnych, ale jednak minusików. Pierwsza to limit ilości ludzików biegających sobie po świecie gry. Może być ich maksymalnie czterech naraz. Nawet gdy rozwalimy wszystkie baraki to wyjdzie ich maksymalnie czterech jednocześnie. W poprzednich wersjach wychodziło ich więcej. Trochę dziwi taki limit w konsoli, która słynie z tego że potrafi animować do setki spritów jednocześnie. Kolejna rzecz - w poprzednich wersjach jak szybko naciskało się fire to można było naprażać seriami z karabinku aż miło. Tutaj zaś nie - tylko jeden pocisk naraz.
uwaga na wrogie myśliwce!
Jest jeszcze jeden irytujący drobiazg. Grając w poprzednie wersje uwielbiałem moment gdy lądowałem helikopterem wypełnionym po brzegi koło bazy, a ludziki tłumnie wylewali się i gonili jeden przez drugiego do drzwi budyneczku jak ku zbawieniu. Tutaj tak nie ma. Ląduję a z helikoptera wyłazi jeden gostek, goni do budyneczku i dopiero gdy zniknie w drzwiach, wtedy wychodzi drugi i tak pokornie gęsiego jeden po drugim ludziki opuszczają helikopter. Cała procedura trwa oczywiście odpowiednio dłużej i jest nawet lekko irytująca. O co biega? – bo przecież nie o ograniczenia sprzętu. Nawet na SMS czy NESie ludziki wybiegali tłumnie, chociaż tam powodowało to migotanie spritów bo brakowało obiektów PMG. Prawdopodobnie przyczyna leży w braku umiejętności programisty. Grę zakodował bowiem team, który popełnił tez dwa inne tytuły na 7800 – Karatekę i Hat Trick. Pierwszy z nich jest dziś zgodnie uznawany za najgorszą gra jaką na tę konsolę wydano. Drugi z wymienionych tytułów chociaż w przeciwieństwie do pierwszego jest już jako tako grywalny to jednak razi szarpanymi animacjami. Na tym tle Choplifter jest zdecydowanie najlepszą i mocno grywalną grą. Aczkolwiek pozostaje niedosyt że mogłoby być lepiej.
moja ocena: -5
Atari XE/XEGS (działa też na XL i prawdopodobnie wcześniejszych wersjach)
Wersja z roku 1988 stworzona przez Sculptured Software w czasach schyłku już popularności małego atari na zachodzie. Atari wtedy próbowało promować XEGS’a i wzięło się ponownie za wydawanie gier na kartridżach. Widać uznano, że wersja z Broderbound już zbyt odstaje od tego co można zobaczyć na konkurencyjnych maszynach (NES, SMS) i zdecydowano się zakodować grę na nowo zamiast ulepszać to co jest. Grę wydano na stosunkowo pojemnym 64 kB kartridżu, choć sama gra zajmuje tylko nieco ponad 40 KB. Przynajmniej tyle zajmują nieoficjalne wersje plikowe. W Polsce niestety ta wersja chyba była niemalże zupełnie nieznana, ja w każdym razie zetknąłem się z nią dopiero współcześnie.
ekran tytułowy
Na początku wita graczy ekran tytułowy na który składa się jedynie tytuł gry i Copyrighty. Za to przygrywa tutaj całkiem przyjemna muzyka. Można chwilę odczekać, aż uruchomi się gra demonstracyjna, bądź wcisnąć fire i od razu zabrać się do dzieła. Pierwsze co rzuca się w oczy po uruchmieniu gry to grafika - dużo ładniejsza niż w wersji z roku 1982. Akcja ratowania więźniów ma miejsce w dzień, co pozwala podziwiać niebieskie niebo z chmurkami, w dodatku paralaktycznie scrolowanymi. Ziemia ma kolor taki pośredni pomiędzy zółto-brązowym a zgniło-zielonym. Prawdopodobnie programiści nie mogli się zdecydować czy teren ma być prośnięty trawą czy też pustynny. Całości dopełniają widniejące na horyzoncie góry z białymi ośnieżonymi szczytami.
misję czas zacząć
Helikopterek jest kolorowy, podobnie jak przeciwnicy. Obiekty w grze są ładnie animowane i trzeba przyznać, że wszystko to wygląda całkiem nieźle. Gra może nie dorównuje graficznie automatom czy konsolom takim jak NES czy SMS, ale to przecież sprzęty o sporo większych możliwościach. Minusem za to są niestety spowolnienia. Te co prawda nie są jakimś specjalnym utrudnieniem, bowiem przy dużej ilości obiektów na ekranie akcja gry też zwalnia podobnie jak w poprzedniej wersji. Zasadniczo więc slowdowny nie wpływają znacząco ujemnie na grywalność, ale mogą być nieco irytujące. Jeśli chodzi o udźwiękowienie gry to jest OK, dźwięki powiedziałbym, że są nieco bardziej przekonujące niż w poprzedniej wersji. Sterowanie rozwiązano identycznie jak tam. Grywalnośc jest niezła.
siła złego na jednego...
W zasadzie powiedziałbym, że pomijając lepszą oprawę audiowizualną gra się bardzo podobnie jak w wersję Broderbound. Jest to całkiem przyjemna wersja, która w końcu pokazuje mniej więcej na co stać małe atari, choć w sumie też nie ma tutaj jakichś niesmowitych wodotrysków.
moja ocena: -5
Porady spod lady
- Aby szybko załadować dużą liczbę zakładników na pokład dobrze jest wylądować na rozbitym baraku, tuyż obok otworu z którego wybiegają ludziki. Wtedy wybiegające z niego ludziki będą od razu wskakiwać do helikoptera. - Do bazy najlepiej jest wracać dopiero po zapełnieniu całego śmigłowca, aby zminimalizować liczbę przelotów na trasie baza- wrogie terytorium. - W locie najlepiej się nie rozpędzać lecz poruszać się małymi skokami tak po ½ szerokości ekranu. Jest to ważne szczególnie w wersji na 7800, gdyż po rozpędzeniu się można łatwo wlecieć w latająca minę czy zostać zniszczonym przez pojawiający się znienacka myśliwiec. - Gdy helikopter stoi na ziemi i zabiera na pokład jeńców, a pojawią pojawią się czołgi czy myśliwce należy szybko wystartować i rozprawić się z nimi, zamiast stać i czekać aż wszyscy zakładnicy dobiegną i liczyć, że a nuż mnie nie trafią. - Nie należy latać tuż nad ziemią aby nie narażać się na ustrzelenie przez czołg (wersja 7800) - Można sprawić, że delegaci sami na własnych nogach dojdą do bazy. Wystarczy wylądować na prawo od nich i gdy podbiegną do helikoptera wystartować i odlecieć kawałek dalej. I tak konsekwentnie aż do samej bazy :) Jest to niestety bug uniemożliwiający zakończenie gry, bowiem gdy zakładnicy wejdą do bazy to znikną ze świata gry, lecz nie zostaną zaliczeni ani jako uratowani ani jako martwi, co uniemożliwi ukończenie gry. Bug ten występował w oryginalnej wersji gry z Apple II i jak sprawdziłem jest też obecny we wszystkich opisywanych tu wersjach z wyjątkiem wersji na 7800. Na 7800 delegatów można doprowadzić tylko do pewnego miejsca, a potem już się zorientują co jest grane i dalej nie pójdą ;)