(c) MicroProse Software, Inc. 1982 (Spitfire Ace); 1982 (HellCat Ace) autor: Sid Meier recenzja: Farscape (16.12.2008 r.)
Okoliczności przyrody
MicroProse Software, Inc. została założona przez Sida Meier’a i Billa Stealey’a w 1982 roku w Stanach Zjednoczonych. W pierwszych latach, firma specjalizowała się w tworzeniu symulatorów lotniczych i gier strategicznych. Dlaczego akurat te kategorie programów najbardziej zainteresowały jej właścicieli?
dobrze znane logo firmy MicroProse
Meier i Stealey poznali się pracując razem dla firmy General Instrument Corporation. Stealey lubił opowiadać historie związane z lotnictwem, ponieważ zanim po ukończeniu swojej drugiej uczelni (Wharton School of Finance of the University of Pennsylvania) zaczął pracować jako menedżer do spraw rozwoju - z sukcesem ukończył United States Air Force Academy i był licencjonowanym wojskowym pilotem. Pewnego dnia, grając z Sidem na automacie w nieliczny (jeśli nie w jedyny) jak na tamte czasy zręcznościowy symulator lotu (Red Baron), Bill był zdziwiony tym, że jako profesjonalny “myśliwiec” - człowiek, który wiele godzin przesiedział w prawdziwej kabinie i o samolotach wie wszystko - dostaje łomot od zwykłego cywila. Już wtedy odezwała się w nim pasja do tego typu gier. To byłby czasy, w których od niedawna trwała produkcja Atari 800 i Meier właśnie na tę platformę, zupełnie amatorsko, zaczął pisać grę w której główną rolę odgrywa samolot... Gdy poinformował o tym Stealey’a, ten stwierdził, że jest to bardzo ciekawy pomysł na zarabianie pieniędzy i wkrótce potem powstało MicroProse. Jako ciekawostkę można podać iż nazwa firmy wywodzi się od nazwy samolotu, na którym latał Bill Stealey – “Ms. MicroProse”.
Sid Meier i Bill Stealey w latach 80-tych
Początki firmy wyglądały bardzo skromnie. Meier był projektantem, a Stealey dbał o marketing i sprawy administracyjne. Wspominają ten czas jako działalność w piwnicy, gdy kopiowali własne kasety i dyskietki, następnie wrzucali je do plastikowych toreb, do których dokładali kilkustronicowy kserowany manual i w taki sposób sprzedawali swój produkt. Zarówno tworzenie pierwszych gier jak i działanie na ówczesnym rynku dały im ogromne doświadczenie i dzięki temu, w późniejszym czasie my gracze, mogliśmy spędzać długie godziny zagrywając się w "Silent Service" czy "Cywilizację".
Ms. MicroProse
Sedno sprawy
W grach wcielamy się w rolę pilota samolotów myśliwskich z czasów II wojny światowej. Odpowiednio dla gry “Spitfire Ace” (SA) latamy na angielskim Supermarine Spitfire nad europejskim teatrem działań, a dla gry “HellCat Ace” (HA) – zasiadamy za sterami amerykańskiego myśliwca pokładowego Grumman F6F Hellcat i akcja toczy się na Pacyfiku. Obydwa programy są grami zręcznościowymi z elementami symulacji lotniczej z widokiem 3D z kabiny naszej maszyny. Czekają nas typowe dla “myśliwca” zadania. Czasem musimy strącić jakiś bombowiec, czasem powalczyć z innym myśliwcem. Nasz lot zawsze zaczynamy i kończymy w powietrzu (lub jak ktoś ma pecha na ziemi czy w wodzie).
okładka Spitfire Ace
okładka Hellcat Ace
Każda z gier zawiera 14 misji. Za każdą maszynę przeciwnika, którą uda nam się zestrzelić otrzymujemy znaczek, jaki mechanicy w czasie wojny rysowali na kadłubach swoich samolotów. Żeby zostać tytułowym asem przestworzy wystarczy zniszczyć pięć maszyn przeciwnika i po tym wyczynie automatycznie zostajemy przeniesieni do rezerwy. Naszą karierę możemy zacząć wybierając jedno z dziesięciu pierwszych zadań (4 ostatnie dostępne są automatycznie po wybraniu dziesiątego). Jeśli uda nam się je przeżyć - niezależnie od wyniku jesteśmy przerzucani do kolejnej misji.
radar wykrył dużą formację. Musiała chyba polecieć do innej gry...
tradycyjny sposób MicroProse na reklamę swoich produktów
Obydwa programy wymagają włączonego Basic-a i współpracują z dwoma joystickami. Grafika jest bardzo prymitywna, ale wystarczająco czytelna. Na ziemi i niebie (oprócz słońca / księżyca) nie uświadczymy ani jednego detalu. Samolot przeciwnika - czy jest to bombowiec, wodnosamolot, żywa bomba czy inna machina zagłady - wygląda identycznie. IQ przeciwników na najniższym poziomie trudności można porównać do IQ członków jury z programu “Taniec na...”, a czasem nawet do wypowiedzi jego uczestników.
Na każdej z odpraw przed misją klawiszem OPTION możemy wybrać poziom trudności (0, 1, 2 lub 3) oraz klawiszem SELECT liczbę przeciwników (1 lub 2). Im poziom trudności wyższy, tym wraz z nim wzrasta wytrzymałość wrogich jednostek na uszkodzenia, ich agresywność i zdolności pilotażowe. Efekty dźwiękowe są sprowadzone do pracy silnika naszej maszyny, wystrzałów i eksplozji. Muzyka w drobnych akcentach pojawia się w chwilach doniosłych - gdy do naszej kolekcji dołącza znaczek oznaczający zwycięstwo albo kończymy grę :).
Największą różnicę można zauważyć w sposobie obsługi głównego menu. W SA numer misji wybieramy klawiszem OPTION, w HA natomiast można korzystać z klawiszy numerycznych (0-9). Ilość graczy w obu przypadkach wybieramy przyciskiem SELECT.
europejski teatr działań
kampania na Pacyfiku
Program umożliwia grę w 1, 2, 3 lub 4 osoby. W trybie gry na kilka liczników, każdy z graczy leci po kolei. Liczy się czas zakończenia misji i ilość wystrzelanych pocisków. Im mniej - tym więcej punktów. Każdy z graczy może ustawić sobie własne preferencje dotyczące danej misji, takie jak ilość przeciwników i poziom trudności, co również ma wpływ na wyniki.
Niech krytycy ugryzą się w język zanim stwierdzą, że większość nowych gier w obecnych czasach nie wnosi niczego nowego... bo tutaj też tak jest! Jedyne różnice jakie są widoczne podczas samej rozgrywki pomiędzy SA, a HA to kolor tła imitującego teren, nad którym lecimy. W SA jest zielony jak na lasy i pola Europy przystało, a w HA niebieski jak wody oceanu (chyba, że jest to misja nocna – wtedy wszędzie jest tak samo czarno). Drugą różnicą są opisy teatrów działań i zadania z nimi związane, które pełne są zauważalnych podobieństw... Na przykład, gdy nad Europą będziemy mieli za zadanie strącić niemiecki myśliwiec Messerschmitt Bf 109, to nad Pacyfikiem będzie to japoński Zero, i samolot ten będzie w dokładnie tym samym miejscu na początku misji, co w bliźniaczej grze.
Na podobnej zasadzie Sid mógł napisać jeszcze co najmniej kilka gier, na przykład z żółtym tłem o walkach w Afryce na samolocie Mustang; z białym podczas zimy w Rosji i MiG-iem w roli głównej. Jestem pewien, że i tak sprzedawałyby się dobrze po te blisko 30$, których trzeba było wydać za jedną sztukę SA lub HA, gdyż pasjonaci lotnictwa do czasu powstania tych symulacji nie mieli praktycznie żadnego wyboru w wojskowych symulatorach lotniczych. Te były po prostu pierwsze. Może ktoś się skusi i napisze coś pod tytułem “PZL P.11 Ace” ;)
Wsiadając do kabiny naszego myśliwca zostajemy zaskoczeni kompletnym brakiem zegarów analogowych, które zastąpione zostały przez cyfrowe... Jedyna różnica pomiędzy wyposażeniem Spitfire’a i Hellcat’a to kolor “tapicerki” i nieistotna zmiana położenia jednego ze wskaźników (w ostatniej wersji gry z 1986 roku układ wskaźników jest już identyczny). Oto one:
[Spd] prędkościomierz – przeciągniecie następuje przy prędkości około 120, maksimum około 600;
[Alt] wysokościomierz – uważaj żeby nie było tam 0;
[Ammo] pociski – w zależności od misji, mamy różną ilość pocisków do wystrzelenia;
[Power] moc – czasem, gdy zostajemy ostrzelani, a nasz samolot leci jeszcze w jednym kawałku pojawia się tam 0 i wtedy, o ile nie uda się nam wyskoczyć ze spadochronem – sekundy naszego wirtualnego życia są policzone. Przy grze z jednym joystickiem nie mamy możliwości sterowania obrotami silnika, są standardowo ustawione na 50% mocy. Prędkość nabieramy wtedy poprzez opadanie lub spokojny lot w poziomie, hamujemy poprzez wznoszenie dziobu samolotu. Gdy mamy dwa drążki – drugi spełnia rolę przepustnicy i wtedy gra nabiera kolorów;
[Course] kierunek lotu – zamiast busoli.
Istotną rzeczą jest również lusterko wsteczne. Widać w nim, gdy ktoś dobiera się nam do ogona. Sterowanie drążkiem odbywa się jak w normalnym symulatorze. Możliwe jest wykonywanie podstawowych manewrów i akrobacji. Strzelanie z karabinów maszynowych to wciśnięcie guzika na joysticku. Celownik jest pośrodku ekranu. Katapultowanie się (trzeba mieć przy tym trochę szczęścia, żeby się udało i jeszcze trochę więcej szczęścia żeby zostać uratowanym, a nie dostać się do niewoli), to przycisk od joystick’a spełniającego rolę przepustnicy. Reszta gałek to gadżety, których nie można obsłużyć. Wciśnięcie dowolnego klawisza na klawiaturze powoduję pauzę.
bandyta na za piętnaście trzeciej!
Hellcat jest moim zdaniem bardziej dopracowany. Od razu widać, że wyszedł jako kontynuacja Spitfire’a i nie zauważyłem w nim poważnych błędów. SA natomiast posiada kilka błędów związanych z ograniczonym środowiskiem 3D. Najbardziej denerwujące jest słońce (lub podczas lotów nocnych - księżyc). Według mnie jeśli przedmiot położony jest od nas daleko, to podczas manewrów powinien powodować mniejszy ruch od tego, który położony jest bliżej. W SA i HA sytuacja wygląda odwrotnie. Samolot, który mamy zestrzelić czasem robi wrażenie stojącego w miejscu, natomiast słońce / księżyc, tańczy wokół nas jak rozbujana żarówka i to do tego stopnia, że często odbija się od ziemi jak gumowa piłka (to widać zwłaszcza, gdy wykonujemy beczkę). Inna sprawa to cała “fizyka” lotu. Na przykład, gdy robimy pętlę mamy wrażenie, że nasz samolot gwałtownie łapie równowagę wyskakując idealnie w linii horyzontu jak spławik z wody...
najlepsza taktyka to atak z przewagą wysokości i prędkości,
w misjach, w których masz za zadanie unikać wrogich myśliwców, możesz je strącać,
gdy oberwałeś na tyle, że dalsza walka jest zbyt ryzykowna postaraj się uciec przeciwnikowi – gdy ten zniknie za “horyzontem” misja się zakończy,
najbardziej groźny atak przeciwnika to atak od czoła,
przy strzelaniu pamiętaj, żeby odłożyć odpowiednią poprawkę do celu,
nie pomyl przycisków na joystick’ach ;)
Moja ocena: 3+
Są to jedne z pionierskich symulatorów jakie powstały na komputery osobiste. Symulatory to na obecne czasy nazwa nieadekwatna do tego, co programy oferują, ale nie możemy zapominać, że to właśnie te gry stanowiły bazę wyjściową dla coraz to doskonalszych produktów. Można też dostrzec w nich pewne elementy, które czynią symulację poważniejszą, takie jak sterowanie za pomocą drążka i przepustnicy, niektóre elementy lotu (gdy mamy zbyt małą prędkość samolot ma tendencję do przepadania), chowanie się przeciwnika w słońcu i jego wpływ na widoczność z kabiny. Cóż... Staruszki mają ponad 25 lat, a taki wiek robi swoje w każdym przypadku :) Nie jestem w stanie ich ocenić ze względu na podział: grafika, muzyka, efekty, bo to trochę tak, jakbym miał opisać możliwość gotowania obiadu w greckiej wazie z II wieku p.n.e. :). Podana ocena 3+ jest tylko dla ogólnej orientacji. Z pewnością dla rasowych wielbicieli gier symulacji i sceny retro oraz Atari są to swojego rodzaju “perełki”. Zresztą spróbujecie sami. Grę podobno można ukończyć szybciej niż czytanie tej recenzji ;). Moim zdaniem warto.
I po wrogu pozostał ino krzyżyk. Połamania skrzydeł :)
Mnie ta gra (Hellcat Ace) zawsze denerwowala i generalnie nie podobala mi sie, szczegolnie ze od poczatku lat dziewiecdziesiatych, gdy zaczalem grac, mielismy juz ciekawsze awiacyjne rzeczy: Fighter Pilot, Tomahawk, Solo Flight, Flight Simulator II, Ace of Aces i inne.
Ale teraz doceniam, ze to pionierskie symulatory lotu.
Cezar @2008-12-17 08:56:34
Świetna recenzja, i ta historia MICRO PROSE, fajnych rzeczy się dowiedziałem. Dzięki :).
Opis rewelka. Nawiązuje klimatycznie do najlepszych opisów gier, jakie znam... z tej strony oczywiście! Farscape, chcesz czy nie, to już jesteś Atarowcem :-)
A to, że się podobało i chcemy więcej takich opisów, to się rozumie samo przez się.
Taki rzut oka z zewnątrz, to niezły pomysł. Rzut oka kogoś, kto nie ocenia Atari i jego gry, tylko ocenia grę, która jest na Atari.
kanapka @2008-12-17 10:26:39
Na niektore gry zwraca sie uwage dopiero jak ktos je dobrze przedstawi, wiec teraz zagram w obie dla przypomnienia
Cezar @2008-12-17 14:22:49
kanapka - masz rację. Ja też nigdy nie przepadałem za tego typu grami, poza nielicznymi wyjątkami, jak np. Silent Service, ale ile może zdziałać dobra promocja produktu ? Odpalam moją wirtualną niestety, jak na razie Atarynkę i zasiadam za sterami. Czekam na kolejne opisy...
pajero @2008-12-17 21:52:12
Czy nazwe tej firmy czyta się tak: Mokre Prosze ?
adv @2010-11-05 23:07:09
Mikro Prosie
marcinfire @2020-04-28 14:14:20
Pozwolę sobie "odgrzać mielonego" i zamiast niego wrzucić... schaba, pomidorową i piwo w postaci SPITFIRE 40 By Eigen Software From Mirrorsoft 1988, co prawda nie Micro Prose, ale bardzo fajna, w sumie obowiązkowa pozycja u miłośników symulatorów na 8-bit. Odnalazłem w czeluści YT porównanie tegoż symulatora na kilka mikrusków i ST, z mikrusów najlepiej wypada jakże moim skromnym i "obiektywnym" zdaniem na Atari 800XL/XE, wersja z ST może stanąć tu jedynie jako odskocznia na 16bit gdyż już graficznie stoi wyżej, chociaż.... Dopracowana jak na tamte czasy pozycja, przynajmniej zadbali o tablicę przyrządów, które faktycznie działają, np. sztuczny horyzont, wysokościomierz czy prędkościomierz, niby fikcja, ale taka na pograniczu realu. Kabina pilota przypomina przynajmniej wyglądem swój pierwowzór, czego o wcześniejszych pozycjach raczej powiedzieć nie można, jedynie obrazki z okładki rozbudzają wyobraźnię gracza, tak jak to było z pozycjami "debiutującymi" na Woody'ego ;). Doskonale pamiętam i powyższe symulatory, jednak miałem to "szczęście", że zacząłem od 65XE i Spitfire 40' także w/w jedynie z ciekawości odpaliłem... Z ww listy TOPGUN na XL/XE chyba nigdy nie zawitał, o co miałem ból tylnej znanej wszystkim chyba części ciała, bo na "chlebak Ce szesiontcztery" mieli, a my nie. No i odżyłem, jak kiedyś Tata do domu przyniósł chyba ze dwa cart'y z moimi ulubionymi pozycjami zamówione gdzieś w "Juventusie" i był tam również Spitfire 40 wespół z F-15 Strike Eagle i czymś chyba jeszcze? Dobrze wspominam też Ace OF Aces oraz Mig Alley Ace i Jumbo Jet Pilot chociaż Solo Flight i Flight Simulator były dla mnie wyznacznikami :) real symulatora w tamtych czasach i o dziwo FS jest do dziś... Ktoś ti wieki temu czyli w 2008 wspomniał o Silent Service... równie uwielbiana :)